czwartek, 29 listopada 2012

Torturowała nastolatkę. Potem została pedagogiem!

W amerykańskim stanie Iowa zrobiło się głośno gdy dyrekcja szkoły dowiedziała się, że w ich placówce pracuje morderczyni nastolatki. 64-letnia Paula Pace należała do rodziny Gertrude Baniszewski, której członkowie w połowie lat 60. zostali skazani za torturowanie i zamordowanie 16-letniej Sylvii Marie Likens. Zabójstwo i praktyki cielesne, które stosowali wobec dziewczyny do dziś nazywają za oceanem "najbardziej straszliwą zbrodnią, jaką popełniono w stanie Indiana". 

Przeczytajcie całą tą przerażającą historię, która rozegrała się 48 lat temu i dowiedzcie się co się dzieje teraz z jedną z sadystek, która brała w tym wszystkim udział.

 
26 października 1965 roku bardzo zdenerwowany chłopiec powiadomił posterunek policji w Indianapolis o śmierci młodej dziewczyny. Dzwonił z budki telefonicznej na stacji Shell, znajdującej się w biednej dzielnicy miasta. Powiedział, że w domu przy 3850 East New York Street policja znajdzie ciało młodej kobiety.

Gdy policjanci dotarli pod wskazany adres, ich oczom ukazał się obskurny, zaniedbany dom. W piwnicy znaleźli wychudzone zwłoki 16-letniej dziewczyny, Sylvii Marii Likens. Jej cialo pokrywała duża ilość siniaków i ponad 100 małych ran, które później zidentyfikowano jako ślady po przypalaniu papierosem. Funkcjonariusze zauważyli też miejsca zupełnie pozbawione skóry. Sylvia miała wyciętą na piersi dużą liczbę 3, jednak bardziej wstrząsający okazał się napis na brzuchu, wypalony drukowanymi literami:

JESTEM PROSTYTUTKĄ I JESTEM Z TEGO DUMNA!

Tego niebywale brutalnego morderstwa dokonały dzieci w wieku 11-12 lat. Przewodziła im 37-letnia Gertrude Baniszewski, która opiekowała się Sylvią i jej 15-letnią niepełnosprawną siostrą Jenny Fay od początku lipca 1965 roku. Jenny Fay była lekko sparaliżowana i nosiła na nodze wspomagającą klamrę. Rodzice dziewczynek oddali je pod opiekę pani Baniszewski, by móc spokojnie podróżować po kraju z grupą cyrkowców.

Pani Baniszewski

Gertrude Baniszewski nie miała lekkiego życia, ale nigdy nie weszła w konflikt z prawem. Urodziła się w 1929 roku jako trzecie dziecko z sześciorga rodzeństwa w niezbyt zamożnej rodzinie. Gertrude zawsze bardziej kochała tatę niż mamę, więc bardzo przeżyła jego wczesną śmierć. Zmarł na atak serca, gdy miała 11 lat. Od tego czasu między nią a matką wybuchały regularne kłótnie. Po skończeniu 16 lat dziewczyna postanowiła zakończyć edukację i poślubić 18-letniego Johna Baniszewski. Szybko zaszła w ciążę, co również w przyszłości zdarzało się jej nader często. John był policjantem, jednak nie przeszkadzało mu to w częstym biciu żony. Ten sposób rozwiązywania problemów rodzinnych doprowadził do rozpadu małżeństwa po 10 latach wspólnego życia.

Zaraz po rozwodzie Gertrude poznała Edwarda Guthrie i wyszła za niego za mąż. Małżeństwo przetrwało tylko 3 miesiące. Edward nie chciał utrzymywać czwórki dzieci z poprzedniego związku żony. Po kolejnym rozwodzie Gertrude wróciła do Johna. Pobrali się, a po siedmiu latach ponownie rozwiedli. Owocem tego związku było 2 dzieci.

W 1963 roku na 37-letnią Gertrude zwrócił uwagę 23-letni Dennis Lee Wright. Przez jakiś czas żyli ze sobą bez ślubu, mimo że nie było to wówczas społecznie akceptowane. Związek nie był udany, Dennis nie szanował swojej partnerki. Mimo to Gertrude dwukrotnie zaszła z nim w ciążę - pierwszą poroniła, ale potem urodziła Dennisa Juniora. Wtedy też Dennis Lee Wright porzucił kochankę. Gertrude nie wyglądała więc zbyt dobrze, gdy poznała rodzinę Likens. Miała zatroskaną i przedwcześnie postarzałą twarz. Zanim skończyła 40 lat, była już 13 razy w ciąży. Urodziła siedmioro dzieci, sześć razy poroniła. Odpalała jednego papierosa od poprzedniego, cierpiała na astmę, zapalenie oskrzeli i nerwicę. Utrzymywała się z okazjonalnych datków i równie sporadycznych alimentów. Od czasu do czasu pracowała przy prasowaniu i pilnowaniu dzieci. Nie chcąc, by ludzie dowiedzieli się, że jej najmłodsze dziecko pochodziło z niezalegalizowanego związku, przedstawiała się jako "pani Wright".

Betty Likens i jej mąż Lester razem z dziećmi przebywali w tym czasie w okolicy. Likens ciągle szukał stałej pracy, rodzina często więc zmieniała miejsce zamieszkania.

Sylvia i Jenny spacerowały razem z nowo poznaną koleżanką, Darlene McGuire. Spotkały Paulę Baniszewski, otyłą i złośliwą 17-latkę. Zaprosiła nowopoznane dziewczyny do siebie. Czas mijał im przyjemnie i szybko - żartowały, piły sok. Wieczorem Paula zaproponowała im nocleg. Sylvia i Jenny nie musiały nikogo pytać o pozwolenie. Tata szukał gdzieś daleko pracy, a mama akurat siedziała w więzieniu za drobne kradzieże. Zostały.

Rodzina zastępcza

Gdy Lester Likens dowiedział się, że jego żona przebywa w więzieniu, postanowił odnaleźć córki. Zabrał ze sobą najstarszego syna, 19-letniego Danny'ego. Szukali ich długo i na próżno. Dopiero od Darlene dowiedzieli się, że dziewczynki są w domu pani Baniszewski.

Lester pojawił się u "pani Wright" dosyć późno, zmęczony całym dniem poszukiwań. Opowiedział Gertrude o sobie i swojej rodzinie. Gospodyni zaoferowała mu nocleg na kanapie w pokoju gościnnym, co przyjął z wdzięcznością. Następnego dnia Likens zaproponował pani Baniszewski pracę jako opiekunka. Kobieta zgodziła się zająć Sylvią i Jenny za 20 dolarów tygodniowo.

Ponad rok później, w trakcie procesu, na pytanie, czy jako ojciec sprawdził warunki, w jakich zostawia córki, Lester odpowie, że nie. Gdyby to zrobił, z pewnością zauważyłby brak ogrzewania w domu, zbyt małą liczbę łóżek, jedynie 3 łyżki w kuchennej szufladzie. A tak oddał swoje dzieci pod opiekę kobiecie, o której nie wiedział nic. Zauważył tylko, że Gertrude ma dużą rodzinę, ale za to nie ma prawie pieniędzy na jej utrzymanie.

Opuszczając dom "pani Wright" Likens dał jej brzemienną w skutkach radę: Musisz trzymać te dziewczyny krótko, bo matka pozwalała im na wszystko.

Kim była Sylvia Likens?

Tego jak wyglądała, możemy dowiedzieć się tylko z fotografii. Widać na niej ładną, nieco piegowatą nastolatkę o ciemnych, lekko kręconych włosach. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Chodziła do kościoła, uczyła się średnio. Lubiła jeździć na rolkach i tańczyć. Pomagała innym, była pogodna, choć nieco nieśmiała. Uśmiechała się nie pokazując zębów, ponieważ brakowało jej jednego z przodu (pamiątka z dzieciństwa po zabawach ze starszym bratem). Chciała zarabiać. Czasem opiekowała się dziećmi, czasem prasowała ubrania. Lubiła słuchać muzyki, jej ulubionym zespołem byli The Beatles. Przyjemność sprawiało jej śpiewanie. Kiedy mieszkała u pani Baniszewski, często robiła to, aby zabawić Stephanie, córkę Gertrude.

Sylvia czuła się w swojej rodzinie nieco dziwnie, może dlatego, że urodziła się pomiędzy dwoma parami bliźniąt. Danny i Diana byli od niej 2 lata starsi, a Jenny i Benny rok młodsi.

Rodzinie Likens nigdy dobrze się nie powodziło pod względem finansowym, w czym nie pomagały częste zawirowania w związku Lestera i Betty - dramatyczne rozstania i spektakularne powroty. W dodatku Sylvia czuła się nieco zaniedbana, ponieważ większość uwagi rodziców była skierowana na dwie pary bliźniąt i niepełnosprawną Jenny.

W wieku 16 lat dziewczyna już ponad 13 razy zmieniała miejsce zamieszkania. Gdy rodzice stwierdzali, że dziewczynki będą im przeszkadzać ,bez skrupułów zostawiali Sylvię i Jenny pod opieką babci. Wydawało się, że siostry są ze sobą bardzo blisko związane. Kiedy razem wybierały się na rolki, Sylvia zakładała Jenny rolkę na zdrową nogę i kręciła kółkami po to, aby siostra na swój sposób również poznała ten sport.


Początek problemów

Pierwszy tydzień spędzony w domu pani Baniszewski upłynął dziewczynom spokojnie. Poznały resztę dzieci i nową szkołę. W drugim tygodniu zaczęły pojawiać się problemy. Gertrude nie dostała w terminie obiecanych 20 $ za opiekę nad dziewczynkami. Nie omieszkała się im o tym powiedzieć w typowy dla siebie sposób: Zajmuję się wami, wy dwie suki i nic z tego nie mam! Siostry zostały za to ukarane - leżały na łóżku i dostawały klapsy na gołe pośladki. Zapłata przyszła następnego dnia.

Kilka dni później Betty i Lester mieli kilka dni wolnych od pracy i przyjechali odwiedzić córki. Ani podczas tych, ani w czasie kolejnych spotkań z rodzicami dziewczynki nie powiedziały słowa o tym, jak są traktowane w tym domu.

Następny tydzień przyniósł kolejną awanturę i karę. Pani Baniszewski uznała, że Sylvia namawia inne dzieci do drobnych kradzieży. Przy okazji oskarżyła ją o trzy inne rzeczy - nieuczciwość, brak dbałości o czystość i - wreszcie - rozwiązłość.

Na ile te oskarżenia były spójne z rzeczywistością? Betty oskarżono kiedyś o kradzież ze sklepu, ale to Sylvia przyznała się do tego. Gertrude uważała jednak, że podopieczna nadal kradnie i trzeba ją za to karać. Nie była to prawda. Czasami cała rodzina Sylvii zajmowała się zbieraniem butelek, by oddać je do skupu. Jednak pani Baniszewski uparcie twierdziła, że dziewczyna kradła te butelki. Kwestia dbania o higienę również wydawała się sporna. Sylvia dbała o siebie, a jeśli nie zawsze była czysta i pachnąca, wynikało to raczej z warunków, w jakich przebywała. Prawdopodobnie była też dziewicą, co nie znaczyło, że nie flirtowała z chłopcami, ale trudno określać ją jako rozwiązłą. Gertrude Baniszewski prawdopodobnie oskarżała dziewczynę o to, czego sama najbardziej się obawiała i co potępiała. Nie ma żadnych dowodów na to, by cokolwiek ukradła, ale z pewnością myślała o tym bardzo często. Jej higiena osobista, jak i całego jej domu, była na niskim poziomie. Ciągle chora, musiała radzić sobie sama z gromadką dzieci. Bardzo obawiała się również o reputację swoją i córek. Dwa razy zaszła w ciążę, będąc w związku pozamałżeńskim. Natomiast jedna z jej córek, 17-letnia Paula, "wpadła" z żonatym mężczyzną.

Na początku swojego pobytu u pani Baniszewski Sylvia co niedzielę chodziła do kościoła razem z dziećmi Gertrude. Pewnego razu Paula naskarżyła na Sylvię matce. Nastolatka rzekomo strasznie obżerała się podczas posiłków podawanych w kościele. Pani Baniszewski razem z dziećmi wymyśliła za to specjalną karę, która - tak jak i wszystkie inne - miała ścisły związek z rodzajem przewinienia. Podczas kolacji kiełbaska Sylvii powędrowała z rąk do rąk dookoła stołu i została nafaszerowana różnymi przyprawami. Gdy wróciła do dziewczyny, ta oczywiście musiała ją zjeść. Kiełbaska była tak okropna, że Sylvia natychmiast wszystko zwymiotowała. Zmuszono ją więc do zjedzenia własnych wymiocin.

Może to lubiła?

Gdy przerażająca zbrodnia z października 1965 roku wyszła na jaw, prawie we wszystkich gazetach zadawano pytanie: dlaczego Sylvia nie uciekła z tego domu? Może była masochistką?
Postawę dziewczyny może wyjaśnić przyglądając się jej rodzinie. Sylvia nie widziała w niej zbyt wielu przykładów odpowiedniego zachowania. W pewnym sensie została wychowana w przyzwyczajeniu do ciągłego ponoszenia kar. Pierwsze nie były może sprawiedliwe, ale też trudno nazwać je drastycznymi. Młodość ma swoje prawa, robi się różne rzeczy i ponoszenie za to konsekwencji jest, według dorosłych, normalne i akceptowane. Jednak ten rodzaj myślenie boleśnie odbił się na Sylvii. W 1965 roku w sąsiedztwie pani Baniszewski zamieszkali państwo Vermillion. Phyllis Vermillion pracowała na nocna zmianę i potrzebowała opiekunki do swoich dzieci. Wpadła na pomysł, by zatrudnić do tego panią Baniszewski. Zauważyła, że kobieta zajmuje się gromadką swoich dziećmi i dwiema obcymi dziewczynami. Mogłaby zatem zająć się i dzieciakami Phyllis. Postanowiła odwiedzić sąsiadkę wraz z mężem.

Państwo Vermillion usiedli przy stole i pili kawę, gdy naglę dzieci Gertrude zaczęły się sprzeczać. Mały Dennis wybuchnął płaczem. Phyllis zauważyła młodą, ładną, nieco nieśmiałą dziewczynę z podbitym okiem.. Gertrude przedstawiła ją jako Sylvię, a Paula dodała, że to ona podbiła jej oko. Chwilę wcześniej Paula nalała do szklanki gorącej wody i rzuciła nią w dziewczynę. Po tej wizycie Phyllis postanowiła znaleźć inną opiekunkę. Jednocześnie kobieta nie widziała w postępowaniu Gertrude i Pauli niczego, o czym mogłaby powiadomić policję.

Na początku października pani Vermillion po raz kolejny spotkała się z rodziną Baniszewskich. Widziała też Sylvię. Dziewczyna nadal wyglądała okropnie. Tym razem miała podbite drugie oko i rozcięte usta. Obok niej stała Paula, która od razu pochwaliła się, że to ona tak urządziła koleżankę. Po tych słowach znów zaczęła bić bezbronną dziewczynę pasem. A Phyllis po raz kolejny nie zareagowała.

Sylvia prawdopodobnie w ogóle nie myślała o ucieczce. Bo niby dokąd? Uciec, by spać na ulicy? Równie dobrze mogła zostać w tym domu, nawet związana i zamknięta w piwnicy, co nastąpiło w niedalekiej przyszłości. Był też moment, w którym Sylvia i jej siostra skarżyły się na swój los. Jednak nikt nie wziął ich słów poważnie. Wtedy zamilkły. Warto wspomnieć również o częstym pytaniu, jakie zadawała sobie Sylvia - czemu ludzie jej nie lubią? Nie znała odpowiedzi. Wiedziała natomiast, że gdyby się poskarżyła, to - o ile ktoś by jej wreszcie uwierzył - musiałby opowiedzieć przez co przeszła. Traktowano ją coraz gorzej, a wstyd i strach powstrzymywały ją coraz silniej przed wyjawieniem prawdy. Siostry panicznie bały się gniewu Gertrude. Doszła do tego również obawa Sylvii, że jeśli piśnie komuś choć słowo, pani Baniszewski zemści się na jej młodszej niepełnosprawnej siostrze.

Zanim zaczęły się tortury

Trzeba pamiętać, że na początku Sylvia nie była bita i karana w okrutny sposób. W lipcu zdarzało się to okazjonalne, pewną regularność osiągnęło na przełomie sierpnia i września, by w końcu powtarzać się codziennie przez długie godziny pod koniec października.

Pierwsze tygodnie pobytu u Gertrude mijały w miarę spokojnie - podopieczna chodziła z dziećmi do kościoła, słuchała z nimi muzyki, oglądała telewizję. Spotykała się ze znajomymi. Chodziła też do tej samej szkoły, co Stephanie i Paula. Razem z całą rodziną jadła posiłki - przeważnie krakersy lub kanapki. Czasem Gertrude przygotowała zupę, a wówczas każdy musiał czekać na swoją kolej (w domu był tylko trzy łyżki, później jedna). Wyglądało to tak, że kiedy jedna osoba skończyła posiłek, myła łyżkę i wręczała ją kolejnej osobie.

Prawdopodobnie pod koniec sierpnia pani Baniszewski nakryła Sylvię śpiącą w jednym łóżku z chłopcem. Wybuchła awantura, że nastolatka będzie w ciąży. Żeby temu zapobiec, Gertrude kilkakrotnie kopnęła dziewczynę w krocze. Późniejsza autopsja ujawniła przerażające okaleczenia organów płciowych Sylvii.

Informacja o rzekomej ciąży koleżanki bardzo zdenerwowała Paulę - przewróciła ją na podłogę i zabroniła kiedykolwiek siadać na krześle. W ramach rewanżu Sylvia rozpowiedziała w szkole, że Stephanie i Paula są prostytutkami. Kiedy dowiedział się o tym chłopak Stephanie, pobił Sylvię. 15-letni Coy Hubbard, ładny chłopiec o ciemnych kręconych włosach, był nad wiek rozwinięty i często miał problemy w szkole. Po odpłaceniu dziewczynie za „krzywdę” Stephanie, później często trenował na niej chwyty judo. Rzucał nią o ściany, a Gertrude karała za to...Sylvię.

Pani Baniszewski opowiadała dzieciom sąsiadów, że jej podopieczna jest zła i namawiała je do zemsty. Wynikiem tych działań było wiele bójek, jak choćby ta z 13-letnią Annie Siscoe, jedną z niewielu koleżanek Sylvii. Gertrude doniosła, jakoby dziewczyna źle wyrażała się o pani Siscoe, nazywając ją dziwką itp. Anna uwierzyła i w złości zaatakowała starszą koleżankę. Podczas szamotaniny Sylvia chwyciła się za brzuch i krzyknęła: "Och, moje dziecko!" Mimo że nadal była dziewicą, uwierzyła, że jest w ciąży. Jak widać, nie miała zbyt dużego pojęcia o tym, skąd się biorą dzieci.

Nastolatka czuła się napiętnowana krążącymi na jej temat plotkami, zwłaszcza tymi dotyczącymi rozwiązłości. Żeby odreagować, mogła rozsiewać podobne plotki o innych dziewczynach, choć z drugiej strony bardziej prawdopodobne jest to, że stała za tym Gertrude, która chciała jak najbardziej zniechęcić ludzi do Sylvii.

W tym samym czasie Paula znalazła sobie nową zabawę. Wielką przyjemność sprawiało jej ciskanie czym popadnie w głowę współlokatorki - nożami, talerzami, puszkami... Wszystkim, co było pod ręką. Pani Baniszewski zmuszała również Jenny, siostrę Sylvii, do zadawania jej ciosów. Gdy za pierwszym razem dziewczynka odmówiła, Gertrude z całej siły uderzyła ją w twarz. Później praworęczna Jenny "biła" siostrę lewą ręką, żeby nie zrobić jej krzywdy.

(Nie)Seksualne tortury

Na początku października Sylvia przestała chodzić do szkoły. Nie miała stroju na zajęcia w-f, a Gertrude nie chciała jej dać na niego pieniędzy. Pewnego dnia nastolatka wróciła ze szkoły, przynosząc ze sobą strój gimnastyczny. Powiedziała, że go znalazła, ale opiekunka uznała, że dziewczyna kłamie i go ukradła. Prawdopodobnie miała rację. W czasie awantury Sylvia przyznała się do kradzieży. Pani Baniszewski uderzyła ją, a gdy Sylvia upadła na podłogę, zaczęła kopać i bić pasem. Po chwili zmieniła rodzaj kary. Przypomniała sobie o rozwiązłości dziewczyny, więc kolejne ciosy spadły na jej krocze. Później Gertrude wróciła pamięcią do kradzieży, co zaowocowało przypalaniem "lepkich palców" dziewczyny. Na koniec po raz kolejny wychłostała ją pasem.

Przypalanie i używanie ognia stało się ulubionym sposobem karania dziewczyny. Gertrude i jej dzieci zaczęli przypalać Sylvię papierosami i zapałkami. Paula tak mocno biła dziewczynę, że w końcu złamała sobie rękę - później biła więc ręką w gipsie. Torturowanie Sylvii - bicie, przypalanie, kopanie, trenowanie ciosów - upowszechniło się jako najlepszy sposób spędzania czasu dla dzieciaków z okolicy. Wkrótce dziewczyna miała połamane wszystkie paznokcie, a także prawie odgryzła sobie dolną wargę.

Zastanawiające, że Gertrude i dzieci robili z tą dziewczyną wszystko, co tylko przychodziło im do głowy, ale powstrzymywali się przed wykorzystywaniem seksualnym. Choć pani Baniszewski kopała dziewczynę w kroczę, nie dotykała Sylvii w sposób sugerujący, że jest lesbijką. Żaden z chłopców, jakkolwiek podnieconych torturowaniem dziewczyny, nigdy jej nie zgwałcił ani nie zmuszał do seksu oralnego. Autopsja ujawniła rany narządów płciowych ofiary, ale spowodowały je uderzenia, a nie gwałt. W jej ciele nie znaleziono śladów nasienia. Być może odpowiedzią na to jest autentyczna wiara oprawców w rozwiązłość Sylwii, a co za tym idzie - obawa przed chorobami, jakimi mogłaby ich zarazić.

Jest coraz gorzej

Pewnego dnia pani Baniszewski bardzo zdenerwowała się na Sylwię, ponieważ dowiedziała się, że dziewczyna ma przy sobie większą sumę pieniędzy. Założyła, że pieniądze pochodzą z kradzieży lub prostytucji, bo przecież Sylvia nie mogła ich zdobyć dzięki oddaniu do skupu uzbieranych butelek. Gdy w domu zebrała się grupka dzieci, Gertrude zmusiła podopieczną do zdjęcia wszystkich ubrań. Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i naga stanęła przed rodziną. Wtedy pani domu brutalnie wsadziła jej pustą butelkę do pochwy. W tym momencie do domu weszła Stephanie. Kiedy zobaczyła rozebraną Sylvię z wystającą spomiędzy nóg butelką, podbiegła do niej i zaczęła bić. Nie wiedziała, że to przedstawienie zaaranżowała matka.

Pewnej październikowej nocy Sylvia zmoczyła łóżko, prawdopodobnie z powodu ciągłego strachu, w jakim żyła albo jej podbrzusze było już tak zmasakrowane, że nie była w stanie utrzymać moczu. Tak czy inaczej, od tej pory Sylvia miała mieszkać w piwnicy, ponieważ nie nadawała się do życia z ludźmi. Paula zakazała jej też korzystać z łazienki.

W tym samym czasie oprawcy wymyślili nową zabawę. Wiązali dziewczynę, napełniali starą wannę wrzątkiem i wrzucali do niej brudasa. Często uczestniczył w tym14-letni Richard "Ricky" Hobbs. Gertrude i Paula czasem wrzucały związaną Sylvię do pustej wanny, gdzie rówieśniczka wcierała sól w jej ciągle otwarte rany.

Od tej pory ofiara prawie ciągle była naga. Dzieci wymyśliły kolejną torturę. Oprócz rutynowego już bicia, kopania, podpalania i kłucia nagiej dziewczyny zaczęły jeszcze spychać ją ze schodów. Gdy Sylvia spadła, musiała wejść na górę i ponownie ją spychano.

Od czasu do czasu nastolatka mogła wyjść z piwnicy i dostać coś do jedzenia, najczęściej zupę, którą musiała jeść rękoma. Gdy tylko zaczynała posiłek, John zabierał jej talerz. Z jedzeniem łączy się tez kolejna zabawa - John i Gertrude zmuszali Sylwię, by zjadała odchody i piła mocz.

Znikąd pomocy

Gdyby odpowiedni ludzie zareagowali nieco inaczej, Sylvia prawdopodobnie nadal by żyła. Pierwszą "winną" była starsza siostra Sylvi i Jane, Diana Shoemaker. Dziewczyny kilka razy zwracały jej uwagę na to, że jedna z nich jest za wszystko karana - nawet za rzeczy, których nie zrobiła. Diana nie przywiązywała jednak należytej wagi do słów młodszych sióstr. Wiedziała, że nikt nie lubi kar, ale Sylvia z pewnością musiała być winna. Inaczej by ich nie było.

Pani Baniszewski czasem przyjmowała w swoim domu gości. Jednym z nich była wspomniana już Phyllis Vermillion, która nie zareagowała mimo naocznych dowodów. W domu Gertrude bywała także 12-letnia Judy Duke, która kilka razy opowiadała swojej mamie o tym, jak wszyscy traktują Sylvię. Pani Duke pomyślała tylko, że Sylvia zasłużyła sobie na takie traktowanie. Także pastor Roy Julian starał się odwiedzać wiernych swojej parafii. U pani Baniszewski był we wrześniu. Usiedli w salonie i Gertrude zaczęła uskarżać się na swojego męża, problemy zdrowotne, problemy z dziećmi. Skarżyła się też na Sylvię jako tę najgorszą. Oskarżała nastolatkę o spotykanie się ze starszymi mężczyznami za pieniądze. Wielebny kojarzył młodą, ładną dziewczynę i był wstrząśnięty tymi informacjami. Chciał porozmawiać z Sylwią, ale Gertrude poradziła, żeby lepiej spytał jej siostrę. Jenny bardzo bała się opiekunki, więc mechanicznie wyrecytowała kilka z "przewinień" starszej siostry: Ciągle oszukiwała. W nocy, gdy wszyscy spaliśmy ona wykradała się do kuchni i opróżniała lodówkę. Jenny miała nadzieję, że pani Baniszewski nie każe jej opowiadać o seksualnych "przestępstwach" Sylvii. Na szczęście to, co powiedziała wystarczyło. Wspólnie odmówili modlitwę i pastor opuścił dom. Pojawił się kilka tygodni później i Gertrude znów zaczęła narzekać na Sylvię. Powiedziała, że dziewczyna oczernia jej córkę, rozpowiadając jakoby była prostytutką. Gospodyni broniła Pauli, mówiąc: Ale ja znam moją córkę. Znam też Sylvię. To nie Paula będzie miała dziecko, tylko Sylvia. Wielebnego niepokoiła wielka nienawiść córki pani Baniszewski w stosunku do rówieśniczki. Gertrude twierdziła, że jest dokładnie odwrotnie. Po tych słowach Roy Julian opuścił dom pani Baniszewski. Była to jego ostatnia wizyta.

Tak blisko, tak daleko

W październiku Diana Shoemaker przyszła odwiedzić siostry. Gertrude nie mogła pozwolić, by zobaczyła, w jakich warunkach mieszkają dziewczyny, a zwłaszcza Sylvia. Nie wpuściła jej więc do domu mówiąc, że Betty i Lester zabronili im kontaktu ze starszą siostrą. Diana nalegała, ale Gertrude zagroziła wezwaniem policji. Do spotkania doszło jednak kilka dni później. Jenny spotkała Dianę na ulicy na krótko przed śmiercią Sylvii. Dziewczyna powiedziała tylko, że nie może z nią rozmawiać, bo będzie miała problemy i uciekła. Diany to nie zastanowiło.

Ktoś jednak próbował interweniować w tej sprawie. Opieka społeczna dostała anonimową informację, że w domu pani Baniszewski jest dziewczyna w bardzo złym stanie. Wkrótce do drzwi Gertrude zapukała pielęgniarka. Gospodyni wpuściła ją. Kobieta przedstawiła się i powiedziała, w jakiej sprawie przychodzi. Chciała zobaczyć dziewczynę, której dotyczyło zgłoszenie. W pokoju, gdzie rozmawiały gospodyni i pielęgniarka, była również Jenny. Bardzo bała się reakcji pani Baniszewski, ale miała też wielką nadzieję na ratunek. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie, Gertrude, by podopieczna siedziała cicho. Oczy pani Baniszewski wyraźnie ostrzegały: jeśli powiesz coś na temat Sylvii, będziesz traktowana tak samo jak ona. Gertrude kazała dziewczynie iść do kuchni i pozmywać naczynia. Jenny usłuchała bez szemrania.

Kobiety zostały same i mogły spokojnie porozmawiać.

- Wiem o kim pani mówi - zaczęła Gertrude - Chodzi o siostrę Jenny, Sylvię. Ma blizny na całym ciele. Dziewczyna w ogóle o siebie nie dbała, więc wyrzuciłam ją z domu. Nie jest godna, by z nami mieszkać. To prostytutka. - zamilkła na chwilę - Nie mam pojęcia, gdzie się teraz podziewa - dodała na koniec.

Spotkanie odbyło się w pokoju nad piwnicą, gdzie leżała związana Sylvia.

Pracownica opieki społecznej wróciła do biura. W dokumentach zanotowała, że była na miejscu, sprawdziła informację i nic więcej nie można zrobić w tej sprawie.

Pięć dni przed śmiercią Sylvii w domu pani Baniszewski była nawet policja. Wezwała ją Gertrude. Do mieszkania dobijał się Robert Bruce Hanlon. Mężczyzna chciał odzyskać rzeczy, które dzieci Gertrude ukradły mu z piwnicy. Kiedy przyjechali policjanci, Robert wchodził do mieszkania przez okno. Został zatrzymany.

Wszystko to widzieli ze swojego samochodu Phyllis i Ray Vermillion. Zeznawali jako świadkowie i dzięki temu Roberta udało się oczyścić z zarzutów. Nawet przy nadarzającej się okazji Phyllis nie wspomniała o tym, czego była świadkiem w domu sąsiadki.

Ostatni weekend

Weekend rozpoczął się dla Sylvii mniej okrutnie niż zazwyczaj. Gertrude pozwoliła jej spać na górze, w normalnym łóżku, ale pod warunkiem, że John, Coy i Stephanie przywiążą ją do niego. Dziewczyna nie mogła więc wyjść do łazienki.

- Nie pójdziesz do łazienki dopóki nie oduczysz się sikania do łóżka - powiedziała na dobranoc Gertrude. Groźba nie poskutkowała - w nocy Sylvia zmoczyła łóżko.

Sobotni poranek rozpoczął przymusowy striptiz. Nastolatka musiała znów wsadzać sobie do pochwy butelkę. Opiekunka postanowiła zemścić się na dziewczynie za to, że szkalowała jej dzieci w szkole. - Oczerniałaś moje dzieci, teraz ja napiętnuję ciebie - powiedziała.

Kazała Ricky'emu zrobić Sylvii "tatuaż". Chłopiec chętnie wykonał zadanie. Rozebrali, związali i zakneblowali ofiarę. Potem Gertrude rozgrzała igłę i wypaliła na skórze dziewczyny litery "I'm" (jestem). Oddała igłę Ricky'emu, by dokończył dzieła. Chłopiec z wielkim przejęciem zaczął wypalać kolejne litery na brzuchu Sylvii. W pewnym momencie przerwał i spytał pani Baniszewski, jak się pisze "prostitute" (prostytutka). Gospodyni napisała ten wyraz na kartce i Ricky wrócił do pracy. Kilka minut później Ricky, Paula i dziesięcioletnia Shirley postanowili wypalić jeszcze jedną literę na ciele Sylwii - "S". Nie do końca wiadomo, co miała ona oznaczać - S jak Sylvia lub S jak slave (niewolnik). Chłopiec wypalił połowę litery na piersi ofiary. Zawołali Jenny, by dokończyła. Siostra Sylvii była przerażona. Gdy próbowała odmówić, została uderzona. Dzieci straszyły ją, że jeśli tego nie zrobi, sama też zostanie przypalona. Mimo to odmówiła. Literę "S" dokończyła Shirley. Zrobiła to jednak tak niefortunnie, że zamiast "S" wyszło "3".

Gertrude zawołała resztę dzieci i zaczęła szydzić z Sylvii.

- I co teraz zrobisz? Nie wyjdziesz za mąż, nigdy się nie rozbierzesz. Co teraz zrobisz? - pytała złośliwie.

- Teraz już nic nie mogę zrobić. To już tam jest - odpowiedziała Sylvia płacząc i dławiąc się. Wieczorem wróciła do piwnicy. Tam Coy Hubbard znów trenował na niej karate. Później przyszła Jenny. Sylvia powiedziała jej, że umiera i jest tego pewna.

Tej nocy zmaltretowana nastolatka również spała na górze. Następnego dnia, po południu, Gertrude i Stephanie wykąpały dziewczynę. Tym razem woda była ciepła, nie wrząca.

Po kąpieli pani Baniszewski zmusiła Sylvię by napisała list do rodziców. Dziewczyna chciała zacząć jak zwykle słowami "Kochana Mamo i Tato", ale Gertrude kazała jej napisać bardziej oficjalnie: "Do Pana i Pani Likens". Po śmierci Sylvii opiekunka przekazała ten list policji. Zeznała też, że dziewczyna zniknęła kilka dni wcześniej, a na podwórku znaleźli tylko ten list.

Brzmiał on mniej więcej tak:

Do Pana i Pani Likens,

W środku nocy byłam z grupą chłopców. Powiedzieli, że mi zapłacą, jeśli przyniosę rzeczy, które miałam w samochodzie. Dostali to, co chcieli... i pobili mnie, zostawiając na twarzy i całym ciele blizny.

Na brzuchu wycieli mi napis: Jestem prostytutką i jestem z tego dumna.

Zrobiłam wszystko, co mogłam zrobić, by Gertrude była na mnie wściekła i wydała więcej pieniędzy niż miała. Zniszczyłam nowy materac. Gertrude musiała też zapłacić za lekarza, na którego nie było jej stać. Przyprawiłam ją i jej dzieci o chorobę nerwową...

Kobieta wpadła na pomysł, by wywieźć dziewczynę na wysypisko. Mieli to zrobić John i Jenny. Ale wcześniej Sylvia spróbowała uciec z domu. Osłabiona i przeraźliwie okaleczona zaczęła biec w stronę drzwi wejściowych. Pani Baniszewski złapała ją, gdy dziewczyna już miała wybiec na ganek.

Zaciągnęła ją do kuchni i zaproponowała tosta. Sylvia odmówiła, nie mogła nic przełknąć. Rozwścieczona Gertrude zaczęła ją bić po twarzy metalowym prętem.

Sylvia znów trafiła do piwnicy. Została związana, a opiekunka przyniosła jej paczkę krakersów. Być może nie chciała by dziewczyna umarła, przynajmniej nie w domu. Sylvia powiedziała, żeby Gertrude dała to psu, który jest bardziej głodny niż ona. Prawdopodobnie ofiara wiedziała, że nie ma już nic do stracenia i dlatego odważyła się na bunt. W odpowiedzi kobieta kilka razu uderzyła ją w brzuch. Następny dzień, niedziela 24 października, zaczął się od bicia. Pani Baniszewski bujała się na krześle, siedząc nad Sylvią. Krzesło złamało się zanim dosięgnęło dziewczyny. Zdenerwowana kobieta chciała uderzyć Sylvię łopatą, jednak biorąc zamach trafiła w siebie, fundując sobie potężnego siniaka pod okiem. Wtedy do piwnicy zszedł Coy Hubbard i uderzył nastolatkę w głowę kijem od szczotki. Dziewczyna straciła przytomność. Oprawcy stracili nią zainteresowanie i wyszli z piwnicy. W nocy Sylvia robiła dużo hałasu. Uderzała szuflą od węgla o podłogę. Sąsiedzi się obudzili, narzekali na hałasy, jednak nie wezwali policji.

Następnego dnia zabrano dziewczynę na górę. Wzięła kolejną normalną kąpiel. Gdy Stephanie i Ricky wyciągnęli ją z wody, zauważyli, że nie oddycha. Stephanie próbowała ratować nastolatkę metodą usta-usta. Na próżno. Sylvia nie żyła.

Gertrude kazała Ricky'emu wezwać policję. Gdy policjanci przybyli na miejsce, pani Baniszewski wręczyła im list, który wcześniej napisała Sylvia. Kobieta miała nadzieję, że to oczyści ją z jakichkolwiek podejrzeń. Zanim funkcjonaiusze spojrzeli na kartkę papieru, podbiegła do nich wystraszona i przerażona Jenny i wyszeptała: Zabierzcie mnie stąd, to opowiem wam o wszystkim.

Tak zakończyła się historia tragicznego życia Sylvii Likens. Tylko dwaj oprawcy dostali surowe kary. Matka podżegająca dzieci do znęcania się nad dziewczyną otrzymała dożywocie. Wyszła po 20 latach za dobre sprawowanie. Pięć lat później umarła na raka płuc. Jej najstarsza córka Paula również dostała karę dożywotniego pozbawienia wolności. Opuściła jednak więzienie po dziesięciu latach odsiadki. Najmłodsi sprawcy, dzieci Gertrudy w wieku 11-12 ze względu na swój wiek uniknęły kary. Ich starsi koledzy wyszli z więzienia po kilku latach. Wszyscy po odzyskaniu wolności zmienili nazwisko i rozpoczęli nowe życie. Do czasu!

Paula Baniszewski z nową tożsamością jako Paula Pace wyszła za mąż i urodziła dziecko. W 1998 roku, czyli 34 lata po tym jak z matką torturowała Sylvię Likens, rozpoczęła pracę jako pomocnik pedagoga w jednym z liceów w stanie Iowa. Sprawa wyszła na jaw dopiero niedawno, bo dwa miesiące temu, kiedy ktoś anonimowy zaalarmował dyrekcję i znajomych na facebooku, że w szkole pracuje "sławna" sadystka i morderczyni. 65 letnia obecnie kobieta została zawieszona, a po kolejnym głosowaniu rady nauczycielskiej zwolniona z placówki.


Jak widać historia makabrycznie torturowanej szesnastolatki jest wciąż żywa. Czy sprawcy tego czynu zasługują na wybaczenie? Wierzycie w ich skruchę i resocjalizację? W końcu od tych wydarzeń minęło prawie pół wieku, a oni byli wtedy dziećmi wykonujący polecenia chorej psychicznie matki... 

Oglądając filmy "The Girl Next Door" czy "An American Crime" które w brutalnie realistyczny sposób zekranizowały to co działo się za zamkniętymi drzwiami rodziny Baniszewski, uważamy, że nie da się tego zapomnieć, a tym bardziej przebaczyć.

Zapraszamy do dyskusji.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz